Grudniowe spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki przypadło nam w same Mikołajki - jeszcze raz dziękuję za prezenty :) Temat, z którym przyszło nam się zmierzyć, niekoniecznie był jednak świątecznie radosny. Tym razem rozmawiałyśmy o książce "Oto jestem" autorstwa J. S. Foera.
Jonathan Safran Foer był cudownym dzieckiem amerykańskiej prozy,
nagradzanym, docenionym, zwłaszcza za powieść „Wszystko jest
iluminacją”. Nowa książka, po dziesięcioletniej przerwie, każe myśleć
o nim jako o twórcy dojrzałym i kontynuatorze linii pisarskiej Philipa
Rotha. Podczas lektury „Oto jestem” co i raz przypomina się „Kompleks
Portnoya” i inne powieści Rotha, w których mierzył się z żydowskością.
Tyle że bunt, obrazoburczy humor to tylko niewielka część tej bardzo
bogatej, dojmującej powieści Foera o rodzinie i rozpadzie. Owszem,
kapitalne są chłopięce szermierki słowne, portret dojrzewania
i nieustającej masturbacji, ale w przeciwieństwie do Rotha, który zawsze
był piewcą życia, energii witalnej w każdej postaci, w tej powieści
obserwujemy zamieranie, dominuje poczucie utraty. To również powieść
o tym, że nic się nie powtórzy, a to, co jest, nie będzie trwać zawsze.
I tak w dużym skrócie można chyba streścić nasze wrażenia - lektura to wymagająca, zarówno pod względem treści, jak i języka, czasem szokująco naturalistycznego.
Autor opisuje historię małżeństwa z kilkunastoletnim stażem, przygotowującego się do bar micwy najstarszego syna, które zmierzyć się musi nie tylko z porażką związku i rozpadem własnej rodziny, ale także z rozpadem geopolitycznym Izraela. Bohaterowie zredefiniować muszą podstawowe kwestie dotyczące ich tożsamości; wspólnoty, w której żyją; samotności, która ich trapi.
Nie wszyscy polecają ;), ja jednak jestem za - choćby dla fascynujących słownych utarczek.W styczniu rozmawiać będziemy o książce pt. "Wyspa" autorstwa S. H. Bjornsdóttir.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz